Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/481

Ta strona została przepisana.
471
AKT PIĄTY.
DEMETRYUSZ.

Nie, łaskawy xiąże, bo jego męztwo nie zniesie jego roztropności, a lis gęś uniesie.

TEZEUSZ.

Jego roztropność, jestem pewny, nie podola jego męztwu, bo gęś nie podźwignie lisa. Dobrze tedy, zostawmy to jego roztropności, a słuchajmy co nam powie xiężyc.

XIĘŻYC.

„Xiężyc dwurożny ta w latarni świéca,“

DEMETRYUSZ.

Więc powinien mieć rogi na głowie.

TEZEUSZ.

Już nie młody, a w pełni rogi są niedojrzane.

XIĘŻYC.

„Xiężyc dwurożny ta w latarni świeca,
„Sam zaś człowiekiem niby wśród xiężyca.“

TEZEUSZ.

To najgrubsza ze wszystkiego pomyłka; człowiek powinien być w latarni, bo jak inaczéj będzie na xiężycu?

DEMETRYUSZ.

Boi się świécy, która, jak xiąże widzi w ostatnim stopniu goreje.

HIPOLITA.

Jak mię znudził ten xiężyc, bodaj prędko doczekać jego zmiany.

TEZEUSZ.

Sądząc po światełku jego rozumu, można wnieść, ze xiężyc ubywa: jednak przez samą grzeczność i wszystkie względy wypada czekać pory.