Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/66

Ta strona została przepisana.
56
HAMLET.
POLONIUSZ.

Bywaj mi zdrowy!

(Rejnaldo wychodzi. — Wchodzi OFELIA).

Cóż Ofelio? cóż to się stało?

OFELIA.

Ojcze mój, wielka zdjęła mię trwoga!

POLONIUSZ.

Czegoż to? powiedz, na imie Boga!

OFELIA.

Kiedy ja szyłam w moim pokoju,
Wtém rozchrystany, w podartym stroju,
Bez kapelusza, w brudnych pończochach,
Co bez podwiązek całkiem opadły,
Jako koszula jego wybladły,
Drżący kolano bił o kolano,
I z litościwém bardzo wejrzeniem
Jakoby z pieklą jego wysłano,
By opowiedział mękę tajemną, —
Hamlet królewicz stanął przedemną.

POLONIUSZ.

Czy nie oszalał dla twej miłości?

OFELIA.

Nie wiem ja, panie, ale istotnie,
Lękam się tego.

POLONIUSZ.

Cóż ci powiedział?

OFELIA.

Ujął za rękę, ścisnął mię silnie,
Odszedł na całą długość ramienia,