Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/130

Ta strona została skorygowana.
AKT DRUGI.
SCENA I.
Pokój w Ely-house.
(Jan z Gandawy na łożu, wkoło niego książę York i inni).

Jan z Gan.  Czy król przybędzie? bym ducha wyzionął
Śród rad zbawiennych płochym jego latom.
York.  Nie kłopocz darmo myśli niespokojnej:
Próżne dla niego wszystkie dobre rady.
Jan z Gan.  Mówią, że język konających ludzi
Zmusza uwagę jak pieśń uroczysta.
Rzadko bez skutku ostatnie są słowa,
Prawdą oddycha konających mowa.
Ust, które śmierci zimna ręka studzi,
Pilniejszą baczność głos w słuchaczu budzi,
Niż co rozpustna, płocha młodość gwarzy;
Więcej niż życie zgon człowieka waży.
Zachodzącego ostatni błysk słońca,
I ton ostatni rzewnej pieśni końca,
W pamięć się naszą z większą wpaja siłą
Niż wszystko razem co je poprzedziło;
Ostatnia słodycz jest dla nas najsłodszą.
Gdym żył, na rady me król nie miał ucha,
Konającego może dziś usłucha.
York.  Nigdy. Pochlebstwa głos zatkał mu uszy,
Wieczne pochwały, rozpustne piosenki,
Których truciznę młodość chciwie pije,
I przyniesione z Włoch dziwaczne mody,
Które nasz naród, nędzny naśladowca,
Koślawym krokiem za późno małpuje.
Gdzie świat wymyśli jaką próżność głupią,
Byleby nową, jakkolwiek wzgardliwą,
Którejby zaraz ktoś mu nie podszepnął?
Nigdy tam rada dobra nie dosięga,
Gdzie się rozpusta na rozum sprzysięga.