Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Willough.  Dziel z nami myśli, jak my dzielim z tobą.
Ross.  Northumberlandzie, mów do nas z ufnością;
My trzej jesteśmy tobą, mówiąc do nas,
To jakbyś z sobą rozmyślał; mów śmiało.
Northumb.  A więc słuchajcie: właśnie odebrałem
Listy z Port le Blanc, bretońskiej zatoki,
Że Henryk Hereford i Reinold lord Cobham,
Co się z rąk księcia Exeteru wymknął,
I brat Rejnolda niegdyś w Canterbury
Arcybiskupią ozdobiony mitrą,
I sir John Ramston, sir Thomas Erpingham,
Sir John Norbery, sir Robert Waterton,
I Francis Quoint, wszyscy uzbrojeni
Księcia Bretanii przyjacielską ręką,
Na ośmiu statkach, z armią trzechtysięczną
Już wypłynęli i bez straty czasu
Żeglują ku nam; na północnych brzegach
Możeby nawet już wylądowali,
Ale czekają na królewski odjazd.
Jeśli więc chcemy zrzucić podłe jarzmo,
Odarte skrzydło ojczyzny opierzyć,
Wyrwać z zastawu splamioną koronę,
I pył odmuchnąć ze złotego berła,
Majestatowi dawną godność wrócić,
Do Ravenspurgha czas już nam pośpieszyć.
Strach wam? Sam pójdę; zostańcie w stolicy;
Lecz dochowajcie, proszę, tajemnicy.
Ross.  Na koń! Niech zwleka, kto odwagi niema.
Willough.  Pierwszy tam stanę, jeśli koń dotrzyma (wychodzą).

SCENA II.
Londyn. Pokój w pałacu.
(Wchodzą: Królowa, Bushy, Bagot.

Bushy.  Zbyt jesteś smutną, królowo i pani,
Przyrzekłaś jednak, rozstając się z królem,
Odrzucić z serca melancholii ciężar,