Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Bushy.  Pociągnę z tobą, bo wściekłe pospólstwo
Jak pies gotowe w kawałki nas szarpać.
Czy chcesz być naszym trzecim towarzyszem?
Bagot.  Nie, ja do króla, do Irlandyi płynę.
Jeśli przeczuciom moim wierzyć mamy,
Już to ostatni raz my się żegnamy.
Bushy.  Wszystko od tego zależy, czy York
Zdoła odeprzeć siły Bolingbroka.
Green.  Widzę, niestety! że książę zamierza
Policzyć piasek, lub ocean wypić.
Za jedno ramię wiernego człowieka,
Już tysiąc zdrajców do wroga ucieka.
Bushy.  Żegnam was teraz w smutku i żałobie!
Green.  Może was spotkam jeszcze.
Bagot.  Chyba w grobie.

(Wychodzą).
SCENA III.
Góry w Gloucestershire.
(Wchodzą: Bolingbroke i Northumberland na czele armii).

Boling.  Do zamku Berkeley czy daleko jeszcze?
Northumb.  Hrabstwo Gloucesterskie obce mi jest, panie.
Te dzikie góry, przepaściste drogi,
Marsz utrudniają, przeciągają mile;
Lecz twa rozmowa cukrem dla mnie była,
Słodzącym gorycz długiego pochodu.
Lecz z Ravenspurgha droga do Cotswoldu
Jak się mozolną zdawać musi lordom
Ross i Willoughby, daleko od ciebie,
Którego słowa nie dały mi czasu
Myśleć o trudach i nudach pochodu.
Osłodą jednak będzie im nadzieja
Szczęścia, którego używam obecnie;
Bo równą prawie samemu jest szczęściu
Nadzieja szczęścia; ta nadzieja skróci
Znużonym lordom długie marszu trudy,