Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Mówiłeś: ramię moje czy nie długie,
Gdy może z dworu spokojnego Anglii
Dosięgnąć głowy stryja mego w Calais?
Słyszałem także, panie, jak mówiłeś,
Żebyś odrzucił koron sto tysięcy
Za Bolingbroka powrót do ojczyzny,
Dodałeś nawet, że błogosławieństwem
Byłby dla Anglii zgon twego kuzyna.
Aumerle.  Książęta i wy, dostojni panowie,
Co odpowiedzieć temu nędznikowi?
Mamże upodlić rodu mego wielkość,
Stać mu się równym, ażeby go skarcić?
Albo to muszę zrobić, lub mój honor
Skalany będzie potwarczych słów jadem.
Oto mój zakład, ręczna śmierci pieczęć,
Która na piekła stępluje cię własność.
Kłamiesz, a kłamstwa twoich słów dowiodę
Krwią twego serca, choć nazbyt jest podła,
By stal rycerskiej szabli mojej splamić.
Boling.  Stój, nie pozwalam, byś ten zakład podjął.
Aumerle.  Ach, jakbym pragnął, by z wszystkich przytomnych
On był najpierwszym, z wyjątkiem jednego!
Fitzwater.  Skoro twe męstwo równego ci pragnie,
Za twój ci zakład mój rzucam, Aumerlu.
Ja na to światło słoneczne przysięgam,
Żem słyszał twoje przechwałki, iż byłeś
Sprawcą Gloucestera szlachetnego śmierci.
Jeśli zaprzeczysz, to sto razy skłamiesz,
A ja twe kłamstwo szabli mojej końcem
Do twego serca wtłoczę, skąd wyrosło.
Aumerle.  Nie chciałbyś, tchórzu, dnia tego doczekać.
Fitzwater.  Na duszę, chciałbym tej jeszcze godziny.
Aumerle.  Fitzwater, w piekle będziesz za to gorzał.
Percy.  Kłamiesz, Aumerlu, honor jego czysty,
A winowajcą w tej sprawie, ty jeden.
Że prawdę mówię, ten zakład mój rzucam,
I na śmiertelną wyzywam cię bitwę.
Gdy śmiesz, chwyć zakład.