Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Bo jeśli czasem obłąkanych leczy,
We mnie, zdrowego obłąkać jest zdolna.
Bóg jednak zapłać kto ją tu sprowadził!
Znak to miłości; miłość dla Ryszarda
Rzadki dziś klejnot na tym twardym świecie.

(Wchodzi Masztalerz).

Masztal.  Witaj, królewski książę!
Król Rysz.  Dzięki, lordzie!
Kto z nas najtańszy, szeląg jest za drogi.
Powiedz kto jesteś? Co cię tu sprowadza,
Gdzie nigdy żaden nie przychodzi człowiek
Prócz swarliwego psa, który codziennie
Przynosi żywność, by nędzę mą przewlec?
Masztal.  W twych stajniach byłem biednym masztalerzem,
Gdy byłeś królem. W drodze do Yorku
Ledwo zdołałem dostać pozwolenie
Ujrzeć oblicze mego niegdyś pana.
Ah, com wycierpiał, gdy w dzień koronacyi
Na barbaryjskim widziałem dereszu
Harcującego w mieście Bolingbroka!
Tak często konia tego dosiadałeś,
Jam go z tak ciężką utresował pracą!
Król Rysz.  Jakto? Więc moim toczył on dereszem?
Koń jak wyglądał? Powiedz przyjacielu.
Masztal.  W swojej się dumie ziemią zdawał gardzić.
Król Rysz.  Pyszny był swoim jeźdzcem, Bolingbrokiem?
Szkapa ten z ręki mej chleb zwykł był jadać,
Pysznił się, gdy go ręką tą klepałem.
I nie potknął się? I czemuż nie upadł,
(Skoro upadek dumy zwykłym losem)
Nie złamał karku dumnego człowieka,
Co się odważył grzbiet jego przywłaszczyć?
Przebacz mi, koniu! Czemuż cię obwiniam?
Byłeś stworzony na człowieka służbę,
Nosić go musisz; ja koniem nie jestem,
A dźwigam ciężar jak osieł, orany
Krwawą ostrogą króla Bolingbroka.

(Wchodzi Stróż z półmiskiem).