wiedziałeś, bo nasza fortuna, nas, ludzi księżyca, ma odpływ i przypływ, jak morze, gdy jak morze po księżycu się kieruje. A oto dowody: sakiewka pełna złota w poniedziałek w nocy najszlachetniej skradziona, a najbutniej przehulana we wtorek rano; zyskana krzykiem: stój! przehulana z krzykiem: lej! to ma odpływ nizki jak stopień drabiny, to znowu przypływ wysoki jak szczyt szubienicy.
Falstaff. Co mówisz, wszystko prawda, mój chłopaczku. A gospodyni naszej gospody czy nie słodziuchna dziewucha?
Ks. Henr. Jak miód Hybli, stary mój chłopcze do butów. A kaftan z bawolej skóry, czy nie rozkoszne ubranie?[1]
Falstaff. A to co znowu? a to co znowu? szalony figlarzu. Co znaczą twoje koncepta i żarty? Co mam u dyabła do czynienia z kaftanami z bawolej skóry?
Ks. Henr. A ja co u dyabła z gospodynią naszej gospody?
Falstaff. Nie raz ją przecie i nie dwa razy wołałeś do uregulowania rachunków.
Ks. Henr. A czy wołałem i ciebie kiedykolwiek, żebyś twoją część zapłacił?
Falstaff. Nie, muszę ci oddać tę sprawiedliwość, że sam zapłaciłeś tam wszystko.
Ks. Henr. Tam i gdzieindziej, o ile mi starczyło gotowizny; a gdy mi jej nie starczyło, użyłem mojego kredytu.
Falstaff. To prawda, i tak go używałeś, że gdyby nie domniemanie, że jesteś domniemanym następcą — ale, powiedz mi proszę, słodki figlarzu, czy się ostoją w Anglii szubienice, skoro królem zostaniesz? Czy śmiałość będzie, jak dzisiaj, szarpana zardzewiałem wędzidłem starego facetusa prawa? Jak zostaniesz królem, zmiłuj się, nie wieszaj złodziei.
Ks. Henr. Nie, zostawię to tobie.
Falstaff. Czy tylko na prawdę? Cudownie! Co to będzie ze mnie za sędzia!
- ↑ Służba, pełniąca rozkazy szeryfa, niby żandarmerya, nosiła kaftany z bawolej skóry.