Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/213

Ta strona została przepisana.

jestem łajdak; nie myślę iść do piekła z miłości dla syna jakiegobądź chrześcijańskiego monarchy.
Ks. Henr.  A gdzie pójdziem szukać jutro sakiewki, Janeczku?
Falstaff.  Gdzie zechcesz, braciszku; ja wszędzie z tobą; a jeśli cię opuszczę, nazwij mnie łajdakiem i śmiej się ze mnie.
Ks. Henr.  Widzę, że już zaczynasz poprawę: od modlitwy do mieszka.

(Wchodzi Poins i zatrzymuje się w głębi).

Falstaff.  Bo widzisz, Henrysiu, to moja wokacya, Henrysiu; a ten nie grzeszy, który pracuje wierny swojej wokacyi. — Poins! Teraz się dowiemy, czy Gadshill nastawił czaty. O, gdyby zbawienie ludzi zależało od ich zasług, jaka dziura w piekle byłaby dosyć gorąca dla niego? To najwszechpotężniejszy hultaj, co kiedykolwiek: stój! zawołał do uczciwego człowieka.
Ks. Henr.  Dzień dobry Edziu.
Poins.  Dzień dobry, słodki Henrysiu. A co mówi Monsieur Zgryzota? Co mówi Sir John Z cukrem wino? Jak stoją twoje kontrakta z dyabłem, Jasiu, o twoją duszę, którą mu przedałeś w ostatni wielki piątek za kufel madery i udko zimnego kapłona?
Ks. Henr.  Sir John dotrzyma słowa, dyabeł dostanie co kupił bo nie jego zwyczajem gwałcić przysłowia, odda dyabłu co dyabelskie.
Poins.  To pójdziesz do piekła za dotrzymanie słowa dyabłu.
Ks. Henr.  W przeciwnym razie, poszedłby tam za oszwabienie dyabła.
Poins.  Ale moje chłopaki, moje chłopaki, jutro, o czwartej rano, trzeba nam stanąć w Gadshill. Ciągną tamtędy do Canterbury pielgrzymi z bogatemi ofiarami i przejeżdżają kupcy z opasłemi sakiewkami. Mam dla was wszystkich gotowe maski; wy macie swoje konie; Gadshill śpi tej nocy w Rochester; sam zamówiłem na jutro wieczerzę w Eastcheap; cała ta sprawa tak łatwa jak pójść do łóżka. Jeśli chcecie ruszyć ze mną; wyładuję wam mieszki koronami, jeśli nie chcecie, zostańcie w domu i czekajcie na szubienicę.