Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/217

Ta strona została przepisana.

Northumb.  Tak jest, dobry panie.
Jeńców w królewskiem żądanych imieniu,
Których mój Henryk pod Holmedon pojmał,
Nie tak stanowczo odmówił, jak mylnie
Waszej królewskiej mości doniesiono.
Nie syn mój, królu, złość tylko lub zazdrość
Winne się stały tego uchybienia.
Hotspur.  Nie odmówiłem żadnych jeńców, panie;
Lecz pomnę, kiedy po skończeniu bitwy,
Gdym się spragniony wściekłością i trudem
Na mieczu oparł, bez sił, bez tchu prawie,
Przybywa panek, świeży, wymuskany,
Czysty pan młody; broda podstrzyżona
Jakby po żniwach rżysko wyglądała;
A jak modniarka wyperfumowany,
W dwóch palcach trzymał puszkę z wonnym proszkiem.
Którą czasami do nosa przysuwał,
Odsuwał czasem, a nos, jakby z gniewu,
Zaczynał kichać przy każdem zbliżeniu.
Wciąż się uśmiechał i wciąż coś szczebiotał.
Kiedy żołnierze trupów przenosili,
Nieokrzesanych gburów dał im nazwę,
Że się ważyli brudne, brzydkie cielska
Nieść między jego szlachectwem a wiatrem.
W świątecznych słowach, z damską wybrednością
O to i owo pytał, w końcu żądał
Mych jeńców w imię króla Jegomości.
Ja, od ran oschłych cały rozbolały,
Męką i tego fircyka paplaniem
Odarty z resztek mojej cierpliwości,
Niedbale niewiem co odpowiedziałem,
Że dam lub nie dam; bom prawie oszalał
Na widok tego pachnącego gaszka,
Co prawił jakby dama z fraucymeru
O działach, bębnach, ranach — Boże odpuść!
Mówił, że pierwszem na świecie lekarstwem
Jest spermaceta na wnętrzne obrazy;
Że wielka, bardzo wielka była szkoda,