z nicianemi podwiązkami, ze słodziuchnym językiem a hiszpańskim kapciuchem?
Francisz. O panie, kogo masz na myśli?
Ks. Henr. Postrzegam, że wasza mętna lura jest twoim jedynym napojem; bo widzisz, Franciszku, twój kaftan z białego płótna zbruka się, a w Barbaryi przyjacielu, rzeczy nie zachodzą tak daleko.
Francisz. Hę, jaśnie panie?
Poins (za sceną). Franciszku!
Ks. Henr. Ruszaj, hultaju, czy nie słyszysz, że cię wołają?
Winiarz. Czemu stoisz jak drąg, głuchy na takie wołanie? Ruszaj mi zaraz służyć gościom. (Wychodzi Franciszek). Stary sir John z pół tuzinem towarzyszy stuka do drzwi; czy mam ich wpuścić?
Ks. Henr. Zostaw ich tam jeszcze chwilę, a otwórz im potem. (Wychodzi Winiarz). Poins! (Wchodzi Poins).
Poins. Zaraz, zaraz, panie.
Ks. Henr. Falstaff i reszta złodziei są już przy bramie. Toż będziem weseli!
Poins. Jak świerszcze polne, braciszku. Ale słuchaj, co znaczy ten żart z szynkarczykiem? co z tego ci przyszło?
Ks. Henr. Czuję w sobie teraz chętkę do płatania wszystkich figli, które uchodziły za krotofile od starych czasów Adama aż do tej nowo narodzonej godziny dwunastej z północy. (Wchodzi Franciszek z winem). Która godzina, Franciszku?
Francisz. Zaraz, zaraz, panie.
Ks. Henr. Że też ten nicpoń mniej umie słów od papugi, a jest przecie synem niewiasty! Cały jego przemysł iść na piętro i schodzić na dół; cała jego wymowa wyrecytować rachunek. Nie mam jeszcze humoru lorda Percy, tej gorącej ostrogi północy, co mi to zabija sześć lub siedm tuzinów Szkotów na śniadanie, umywa ręce i mówi do żony: „Fe, cóż to za nudne, spokojne życie! Nie mam nic do roboty“. A ona mu na to: „O słodki mój Henryku, iluż tam ich dziś zabiłeś?“ — „Napój-