Chatillon. Więc króla mego z mych ust przyjm wyzwanie.
Na tem się kończy moje tu poselstwo.
Król Jan. Ponieś mu moje, i wracaj w pokoju.
Jak błyskawica bądź dla oczów Francyi,
Bo nim zapowiesz moją tam wyprawę;
O mem przybyciu mych dział grzmot wam powie.
Wracaj więc, trąbą naszego bądź gniewu,
Bądź smutnym waszej zagłady heroldem!
Straż mu uczciwą dajcie; ty, Pembroku,
Dopatrz tej sprawy. Bądź nam zdrów, Chatillon.
Eleonora. Widzisz, mój synu, wszak przepowiedziałam,
Że ta ambitna nie spocznie Konstancya,
Aż króla Francyi, świat podburzy cały
Do popierania praw swojego syna.
Nie trudno było wszystkiemu zaradzić
Słowem miłości w porę wymówionem.
Dziś miecz dać musi krwawe rozwiązanie,
Gdy dwa królestwa podjęły tę sprawę.
Król Jan. Przy nas jest prawo i moc posiadania.
Eleonora. Moc posiadania więcej niźli prawo;
Bez niej, mój synu, biada mnie i tobie!
To ci sumienie me szepce do ucha,
Gdy nikt prócz ciebie i Boga nie słucha.
Essex. Spór najdziwniejszy, o jakim słyszałem,
Twojego sądu domaga się, panie.
Czy każesz strony przywołać?
Król Jan. Niech wejdą.
Opactwa nasze i nasze przeorstwa
Wszystkie wyprawy tej zapłacą koszta.
Kto wy jesteście?
Bękart. Wierny ci poddany,
Ja, urodzony w tem hrabstwie Northampton,
Jestem szlachcicem, ile mogę sądzić,