Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/25

Ta strona została przepisana.

Najstarszym synem Roberta Faulconbridge,
A na rycerza w bitwie pasowanym
Króla Ryszarda Lwiego Serca ręką.
Król Jan.  A ty kto jesteś?
Robert.  Synem i dziedzicem
Tego samego Faulconbridge’a.
Król Jan.  Ten starszym bratem, a tyś jest dziedzicem?
A więc nie jedna rodziła was matka?
Bękart.  Potężny królu, jedna, niewątpliwie,
I ojca mamy jednego, jak myślę.
Ale w tej sprawie całą wykryć prawdę
Bóg tylko jeden z matką moją może;
Ja, jak i wszyscy śmiertelnych synowie,
Mam wątpliwości.
Eleonora.  Człowieku bez wstydu!
Powątpiewaniem matki krzywdzisz honor.
Bękart.  Ja? Żadnych nie mam do tego powodów.
To przypuszczenie mojego jest brata,
I byle zdołał sądownie go dowieść,
Zdmuchnie mi jakie pięćset funtów rocznie.
Niech Bóg ratuje honor mojej matki
I moją ziemię!
Król Jan.  Mówi bez ogródek.
Czemu, choć młodszy, zabrać chce dziedzictwo?
Bękart.  Nie wiem; zapewne żeby zabrać ziemię,
Pewnego razu nazwał mnie bękartem.
Czylim tak prawnie jak on na świat przyszedł,
Wolę mej matce zostawić odpowiedź;
Lecz czym tak dobrze jak on ulepiony,
(Pokój tym kościom, których to jest sprawą!)
Nasze porównaj twarze i bądź sędzią.
Jeśli sir Robert jest obu nas ojcem,
A ten syn ojcu swemu jest podobny,
Dzięki ci, Boże, na kolanach składam,
Że nic mojego ojca nie posiadam.
Król Jan.  Takiegoż Bóg nam nasłał postrzeleńca?
Eleonora.  Ma w rysach twarzy ślady Lwiego Serca,
I w mowie swojej głosu jego dźwięki.