Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/264

Ta strona została przepisana.

niedługo stracę serce, a wtedy sił już mi nie stanie do pokuty. Jeślim do szczętu nie zapomniał jak wygląda wnętrze kościoła, to jestem ziarnkiem pieprzu, koniem piwowara. Wnętrze kościoła! Towarzystwo, złe towarzystwo przyprawiło mnie o zgubę.
Bardolf.  Sir John, tak się frasujesz, że trudno abyś żył długo.
Falstaff.  To moje zdanie. Więc zanuć mi jaką piosenkę rozpustną, rozwesel mnie trochę. Miałem ja niegdyś cnotliwe skłonności, jak to na szlachcica przystoi; dość byłem cnotliwy, kląłem niewiele, w kostki nie grałem więcej, jak siedm razy na tydzień, nie chodziłem do zamtuza częściej, jak raz na ćwierć — godziny, oddałem com pożyczył jakie trzy lub czery razy, żyłem uczciwie i w miarę, gdy teraz żyję nierządnie i nad wszelką miarę.
Bardolf.  Bo widzisz, sir John, tak jesteś tłusty, że trudno abyś nie żył nad miarę, nad wszelką rozumną miarę, sir John.
Falstaff.  Napraw ty twoją twarz, a ja naprawię mój żywot. Jesteś naszym admirałem, zawiesiłeś latarnię na rufie, to jest na własnym nosie; jesteś rycerzem gorejącej lampy.
Bardolf.  Twarz moja, sir John, nie robi ci żadnej krzywdy.
Falstaff.  Żadnej, przysięgam. Obracam ją na tak dobry uczynek, jak kto inny trupią głowę; to moje memento mori. Ile razy na twarz twoją spojrzę, myślę o piekielnym ogniu, o złym bogaczu, który żył w purpurze, i widzę go tam w jego szatach, jak gore, gore, gore. Gdybyś choć trochę hołdował cnocie, na twoją twarzbym przysięgał, a moja przysięga byłaby tej treści: na ten ogień, który jest bożym aniołem. Ale jesteś bez ratunku zgubiony, i gdyby nie to światło na twojej twarzy, byłbyś synem najgłębszej ciemności. Kiedy pędziłeś na wierzchołek Gadshill w nocy po mojego konia, jeśli nie myślałem, że byłeś ignis fatum, albo ognistą kulą, to za pieniądze nic nie dostanie. O, ty jesteś wiecznym tryumfem, nieustającym fajerwerkiem radości. Oszczędziłeś mi tysiąc grzywien na