Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/288

Ta strona została przepisana.

Nigdy świetniejszej nie miała nadziei
Anglia w rozpusty jego skrytej fałdach.
Hotspur.  Widzę, kuzynie, że się rozkochałeś
W jego szaleństwach. Co do mnie, w mem życiu
O rozpustniejszym nie słyszałem księciu.
Niech jak chce będzie; zanim noc zapadnie,
Tak go żołnierskiem mem ścisnę ramieniem,
Że od uścisku w oczach mu się zaćmi.
Do broni teraz! A was, przyjaciele,
A was, żołnierze, silniej do potrzeby
Niech powinności zapali uczucie,
Niż słowa moje, w których niećwiczony
Darmobym pragnął krew waszą rozognić.

(Wchodzi posłaniec).

Posłaniec.  Z tym listem, panie, wysłany przybyłem.
Hotspur.  Nie mogę teraz czytać tego listu. —
Panowie, krótkie żywota są chwile,
Ale je spędzić w gnuśnej bezczynności,
Krótkość ta tylko zbyt byłaby długą,
Chociażby żywot na skazówce siedział,
I dobiegł kresów swych z godziny końcem.
Jeśli przeżyjem, królów będziem deptać;
Jeśli zginiemy, możnaż piękniej ginąć
Jak w książąt gronie? nasze też sumienie
Zgryzoty nie zna, bo świętą jest wojna,
Gdy sprawiedliwość broń daje do ręki.

(Wchodzi inny posłaniec).

Posłaniec.  Gotowość! król się z pośpiechem posuwa.
Hotspur.  Dzięki mu, że mi przeciął w środku mowy,
Bo nie jest mojem wymowa rzemiosłem.
Lecz jeszcze słowo: niech każdy z nas walczy
Co mu sił stanie. Ja szabli dobywam.
A hart jej ostrza dzisiaj pomaluję
Krwią bohatera najszlachetniejszego,
Którego spotkam śród groźnych hazardów
Wściekłej rozprawy. — Percy! Esperance!
Naprzód! — Niech trąby ozwą się krzykliwe,
Przy ich odgłosie dajmy sobie uścisk,