Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Prawa, o które chcemy wojnę toczyć,
Wtedyby gorzko przyszło nam opłakać
Krwi każdej kropli daremnie wylanej.

(Wchodzi Chatillon).

Król Filip.  Cud, pani; spojrzyj! Na twoje żądanie
Wraca Chatillon, poseł nasz do Anglii.
Jaką nam z Anglii przynosisz odpowiedź?
Mów, niecierpliwie słów twoich czekamy.
Chatillon.  A więc porzućcie liche oblężenie,
Do spraw ważniejszych zwróćcie wasze myśli.
Jan wasze słuszne odpycha żądania,
Siły gromadzi; przeciwne mi wiatry
Tak mnie spóźniły, że jego zastępy
Do brzegów naszych wraz ze mną przybiły.
Na czele hufców liczbą ośmielonych
Ku miastu temu ciągnie bez oporu.
Z nim matka jego, jak piekielna furya,
Do krwi i mordów słowem go podżega.
W jej towarzystwie jest bękart Ryszarda,
I synowicą jej Blanka z Hiszpanii,
I wszystkie głowy narodu gorące,
Tłumy ognistych, śmiałych ochotników,
Z obliczem dziewic, ale smoków sercem.
Przedali w Anglii swoje ojcowizny,
Z dumą na grzbietach całe niosąc mienie,
Śpieszą nowego szukać tutaj szczęścia.
Nigdy dzielniejszych wybór wojowników
Nie przebył morza na angielskich nawach,
By nieść pożogę ziemiom chrześcijańskim.

(Słychać bębny w odległości).

Odgłos ich bębnów nie daje mi kończyć:
Przychodzą szukać układów lub wojny;
Bądźmy gotowi.
Król Filip.  Jak niespodziewana
Ta ich wyprawa!
Ks. Austr.  Im niespodziewańsza,
Tym większych od nas wymaga wysileń,
Bo męstwo rośnie z niebezpieczeństwami.