Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/336

Ta strona została przepisana.

Ks. Henr.  Słuchaj, paziu i ty Bardolfie, ani słowa waszemu panu, że jestem jeszcze w mieście. A to wam daję za milczenie.
Bardolf.  Nie mam języka, panie.
Paź.  Co do mojego, potrafię nim rządzić.
Ks. Henr.  Więc bądźcie zdrowi, idźcie. (Wychodzą: Bardolf i Paź). Ta Dorota Drzej-Prześcieradło, to pewno jakiś tłuk być musi.
Poins.  Ręczę za to; tak publiczna, jak gościniec między St-Albans a Londynem.
Ks. Henr.  Jak zrobić, żebyśmy zobaczyli tej nocy Falstaffa w prawdziwych jego kolorach, niepostrzeżeni od niego?
Poins.  Wdziejmy skórzane kaftany i fartuchy i służmy mu do stołu.
Ks. Henr.  Z boga w byka? ciężki upadek! który spotkał Jowisza. Z księcia w czeladnika? nizka przemiana! która mnie spotka. Ale w każdej sprawie cel równoważy szaleństwu. Więc idźmy, Edziu. (Wychodzą).

SCENA III.
Warkworth. Przed zamkiem.
(Wchodzą: Northumberland, lady Northumberland, lady Percy).

Northumb.  Nie, droga żono, i ty, piękna córko,
Dajcie bieg wolny twardym moim losom;
Nie bądźcie chmurne, jak są moje sprawy,
Jak położenie moje kłopotliwe.
Lady Nort.  Nic już nie dodam; milcząc, zniosę wszystko;
Rób, co chcesz, mądrość twoja niech cie wiedzie.
Northumb.  Ach! droga żono, o honor mój idzie;
Odjazd mój tylko może go ocalić.
Lady P.  Przez Boga jednak, nie idź na tę wojnę!
Był czas, mój ojcze, w którym słowoś złamał,
Choć cię wiązało potężniej niż teraz,
Gdy syn twój, Percy, gdy mój drogi Henryk
Łakome oczy na północ kierował,