Dorota. Zrób to, jeśli masz serce; a jeśli to zrobisz, zapłacę ci tą samą monetą między dwoma prześcieradłami.
Paź. Przyszła kapela, panie.
Falstaff. Niech gra. — Grajcie, panowie. — Siądź mi na kolanach, Dorotko. — Ha łajdak! obrzydliwy junak! Z rąk mi się wyśliznął hultaj jak żywe srebro.
Dorota. A ty pędziłeś za nim jak kościol. Oj ty sk......nie! moje ty słodkie wielkanocne prosiątko! Kiedy też skończysz bić się we dnie, a fechtować się w nocy? kiedy zaczniesz pakować stare twoje cielsko do nieba?
Falstaff. Cicho, dobra Dorotko! Nie gadaj jak trupia główka, nie przymuszaj mnie do myślenia o moim końcu.
Dorota. Powiedz mi, co ty myślisz o charakterze księcia?
Falstaff. Uczciwe, tylko płytkie młode stworzenie. Byłby z niego doskonały krajczy, przewybornieby chleb rozdzielał.
Dorota. Ale powiadają, że Poins bystry ma dowcip.
Falstaff. On bystry dowcip? Na stryczek mi z takim pawijanem. Dowcip jego gęsty jak tewkesburska musztarda. Nie więcej u niego bystrości jak u kaczki.
Dorota. Dlaczegóż go książę tak kocha?
Falstaff. Bo ich nogi jednej są miary; i dobrze gra w krążki, i je węgorza z koprem, i potyka resztki świec jak śliwki na wódce, i bawi się z dziećmi w chuśtawkę, i skacze przez stołki, i klnie z wielką gracyą, i nosi buty obcisłe jak na wystawie u szewca, i nie wywołuje kłótni opowiadając delikatne historye, i posiada wiele innych krotofilnych przymiotów, które są znamieniem ciężkiej myśli ale zwinnego ciała; oto powody, dla których książę przywiązał go do swojej osoby, bo i sam książę drugi taki, jeden włosek przechyliłby wagę na drugiego stronę.
Ks. Henr. Czy ten czop chce, żebym mu uszy obciął?
Poins. Obłóżmy go kijami w przytomności jego frajerki.
Ks. Henr. Patrz tylko, czy ten wywiędły staruch nie daje sobie skrobać głowy jak papuga?
Poins. Czy to nie dziwy, że żądza o tyle lat przeżyła możność?