Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/350

Ta strona została przepisana.

Mych najbiedniejszych poddanych tysiące
Śpią w tej godzinie. Śnie słodki, ty dobra
Natury mamko, czem cię odstraszyłem,
Że nie chcesz więcej powiek moich przymknąć
I w zapomnieniu mych pogrążyć zmysłów?
Dlaczego wolisz w dymnych leżeć chatach,
A rozciągnięty na twardym tapczanie
Much nocnych brzękiem do snu się kołysać,
Niż w wonnej królów sypialnej komnacie,
Pod kotarami z kosztownych jedwabiów,
Przy słodkich wdziękach czarownej muzyki?
O, głupi bożku! przenosisz nędzarzy
Obrzydłe łoża, unikasz królewskich,
Jak budy jakiej biednego strażnika,
Przy alarmowym stojącego dzwonie!
Pniesz się na szczyty zawrotnego masztu,
By zamknąć oczy znużonego majtka,
W fal go ryczączych kołysać kolebce,
Śród świstu wichrów, co wściekłe bałwany
Za szczyt chwytają, potworne ich głowy
Strzępią i w chmurach zawieszają lotnych
Z grzmotem i hukiem śmierć obudzić zdolnym!
Możesz, śnie stronny, w tak strasznej godzinie
Biednego majtka, zmoczonego uśpić,
A tu, śród nocy tak cichej, spokojnej,
Śród wszystkich sztuki i zbytku wymysłów
Chwili spoczynku królowi odmawiasz?
Śpij więc, szczęśliwy żebraku, śpij błogo!
Koroną strojne głowy spać nie mogą.

(Wchodzą: Warwick i Surrey).

Warwick.  Dzień dobry, królu!
Król Henr.  Jak to, już dzień dobry?
Warwick.  Wybiła pierwsza.
Król Henr.  Pierwsza? Więc dzień dobry —
Czyście czytali przesłane wam listy?
Warwick.  Tak jest, mój królu.
Król Henr.  Więc dokładnie wiecie,
Jak chore ciało naszego królestwa,