Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/36

Ta strona została przepisana.

Anglii, Iriandyi, Anjou, Maine i Touraine;
Czy chcesz je zwrócić? czy chcesz złożyć oręż?
Król Jan.  Raczej me życie. Wyzywam cię, Francyo!
Sam się, Arturze, w moje oddaj ręce,
A zyskasz więcej od mojej miłości,
Niż dłoń tchórzliwa Francyi może podbić.
Poddaj się, chłopcze.
Eleonora.  Wróć do swojej babki.
Konstan.  O tak jest, dziecię, wróć do swojej babki,
Daj jej koronę, a babka ci twoja
Da za królestwo śliwkę, wiśnię, figę;
Ach, dobra babka!
Artur.  O skończ, droga matko!
Ach, czemuż w cichym grobie nie spoczywam!
Nie godnym sporów, które wywołałem.
Eleonora.  Matki się wstydzi biedny chłopiec, płacze.
Konstan.  Czy się jej wstydzi czy nie, hańba tobie!
O, nie wstyd matki, ale babki srogość
Z biednych ócz jego perły te wyciska,
Które do nieba wołają o pomstę.
Niebo je przyjmie jak czystą ofiarę,
I tym z kryształów kupione różańcem,
Kaźń sprawiedliwą na głowę twą zeszle.
Eleonora.  Nieba i ziemi hydna potwarczyni!
Konstan.  Nieba i ziemi hydna krzywdzicielko,
Próżno mi dajesz potwarczyni miano,
Bo ty i syn twój grzesznie przywłaszczacie
Pokrzywdzonego chłopięcia koronę,
Prawa i ziemie. Czyż dziecię to nie jest
Twojego syna najstarszego synem?
W tobie jedynie jego jest nieszczęście,
Na biednem dziecku Bóg twe karci grzechy;
Na niego spadła surowość zakonu,
Bo w drugiem tylko idzie pokoleniu
Od twego łona grzechem skalanego.
Król Jan.  Skończ, skończ, szalona!
Konstan.  Jedno jeszcze słowo.
To nie dość, że jest za grzech jej chłostany,