Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/363

Ta strona została przepisana.

Powziąć języka, jaka wrogów liczba.
Hastings.  Już rozesłane.
Arcybisk.  To dobrze. Więc teraz,
Bracia, koledzy w wielkiem przedsięwzięciu,
Muszę wam donieść, żem w tej właśnie chwili
Odebrał listy od Northumberlanda;
Treść ich, jakkolwiek nie miłą, powtórzę:
Chciałby się z nami połączyć, na czele
Hufców, godności jego odpowiednich;
Ale ich dotąd ściągnąć nie był w stanie;
By dać czas dojrzeć rosnącej fortunie,
Sam się do Szkocyi postanowił schronić,
Błagając Boga w gorącej modlitwie,
By przedsięwzięciom naszym błogosławił,
Groźnego wroga pomógł nam zwyciężyć.
Mowbray.  Tak więc nadzieje na nim gruntowane
W dym marny poszły. (Wchodzi posłaniec).
Hastings.  A co nam przynosisz?
Posłaniec.  Na zachód boru, nie dalej jak mila,
W bojowym szyku ciągnie nieprzyjaciel.
Wnosząc z przestrzeni, którą zalegają,
Dochodzą liczbą trzydziestu tysięcy.
Mowbray.  Właśnie tak samo my ich liczyliśmy.
Idźmy więc czoło stawić im na polu.

(Wchodzi Westmoreland).

Arcybisk.  Co to za rycerz przybywa tu zbrojny?
Mowbray.  Jak mi się zdaje, to lord Westmoreland.
Westmor.  Od mego wodza, księcia Lancasteru,
Przynoszę panom życzliwe pokłony.
Arcybisk.  Mów bez obawy, lordzie Westmoreland,
Jaki jest powód twojego poselstwa?
Westmor.  Treść więc słów moich, posłuszny rozkazom,
Do waszej głównie zwracam łaskawości.
Gdyby się bunt ten, w godnej siebie formie,
Składał jedynie z band podłych, odartych,
Za przewodników miał młódź krwią zbroczoną,
A za żołnierzy dzieci i żebraków;
Gdyby, powtarzam, przeklęte powstanie