Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/368

Ta strona została przepisana.

Albo, na miejscu, stanowczy sąd sprawy
Mieczom zwierzymy.
Arcybisk.  Więc niechaj tak będzie.

(Wychodzi Westmoreland).

Mowbray.  Coś mi tu szepce, że żadne warunki
Ugody naszej trwałe być nie mogą.
Hastings.  O, bądź spokojny! Jeśli pokój zawrzem
Na absolutnych, szerokich podstawach,
A pismem naszem ściśle określonych,
Pokój jak skała będzie niezachwiany.
Mowbray.  Tak, ale sądy takie o nas będą,
Że lada pozór błędny i fałszywy,
Że lada powód dziecinny i płochy,
Obudzi w królu sprawy tej pamiątki;
I chociaż nasza wierność niezachwiana
Naszej miłości będzie męczennikiem,
Będziem tak silnym wiatrem przewiewani,
Że zboże nasze z plewami poleci,
Ziarno się dobre złemu równe wyda.
Arcybisk.  Nie, nie, milordzie, bo zważ tylko dobrze,
Król jest znudzony tem ciągłem sarkaniem;
Wie, że wątpliwość jedną śmiercią skończyć,
Jest to w następcach dwie ożywić większe.
Wszystko więc zmazać chce na swej tablicy,
By ślad nie został, zdolny w nim obudzić
Niemiłą pamięć strat jego minionych.
Wie, że tej ziemi nie może wyplewić
Ze wszystkich chwastów obecnych podejrzeń,
Bo z przyjaciółmi tak są powikłani
Nieprzyjaciele, że wroga chcąc wyrwać,
Wstrząsnąć i zachwiać musi przyjaciela.
Tak więc ta ziemia jest jakby zła żona,
Którą uderzyć mąż chce zagniewany,
Gdy rękę podniósł, ona, zamiast tarczy,
Niemowlę jego podniosła przed sobą
I zatrzymała cios sobie grożący
W już podniesionem do czynu ramieniu.
Hastings.  Król oprócz tego wszystkie zużył rózgi