Twój nagły smutek zdaje się, że woła:
Jutro na ciebie wieść czeka wesoła.
Arcybisk. Nigdy nie było lżej mi na mem sercu.
Mowbray. Tym gorzej, jeśli własna twa maksyma
Szczerą jest prawdą. (Krzyki za sceną).
Ks. Jan. Słyszycie te krzyki?
Z taką radością armia wita pokój.
Mowbray. Krzykbym ten wolał słyszeć po zwycięstwie.
Arcybisk. Pokój ma w sobie naturę podboju:
Choć żadna strona straty nie poniosła,
Z jednakim obie wychodzą tryumfem.
Ks. Jan. Idź teraz, lordzie, rozpuść nasze hufce.
Jeśli raczycie pozwolić, panowie,
Niech wasze pułki przed nami przeciągną,
Byśmy na własne sądzić mogli oczy,
Z jakim żołnierzem mieliśmy się mierzyć.
Arcybisk. Lordzie Hastingsie, idź, niech nasze hufce
Przeciągną tędy, zanim się rozprószą.
Ks. Jan. Myślę, że noc tę przepędzimy razem.
Czemu me wojsko stoi nieruchome?
Westmor. Dowódzcy, twoim posłuszni rozkazom,
Nie chcą ustąpić, póki nie usłyszą
Nowych rozkazów z ust twoich książęcych.
Ks. Jan. Znają powinność dobrego żołnierza.
Hastings. Już się rozbiegły wszystkie pułki nasze,
Jak wyjarzmione byki młode pędzą
Na wschód i zachód, północ i południe,
Lub jak puszczone ze szkół pacholęta
Do domu śpieszą albo do igraszki.
Westmor. Dobrą przyniosłeś wieść nam, lordzie Hastings,
Za to, jak zdrajcę, w areszt cię tu biorę,
I ciebie, lordzie biskupie, i ciebie,
Lordzie Mowbrayu, jako zdrajców stanu.
Mowbray. Jestże w tym kroku uczciwość i honor?