Płody potworne; pory swą naturę
Zmieniły, jakby rok przeskoczył w biegu
Kilka miesięcy, które spotkał śpiące.
Clarence. Trzy miała rzeka przypływy, żadnego
Jednak odpływu, a jak mówią starzy,
Te zbiegłych czasów żyjące kroniki —
Cud się podobny zdarzył nieco wprzódy,
Nim dziad nasz Edward wpadł w niemoc i umarł.
Warwick. Cicho! do zmysłów król znowu przychodzi.
Ks. Hum. Podobno atak będzie to ostatni.
Król Henr. Do innej sali ponieście mnie, proszę.
Lekko, ostrożnie. Nakażcie milczenie;
Chyba, że jaka przyjacielska ręka
Znużoną duszę muzyką pokrzepi.
Warwick. Do drugiej izby wprowadźcie muzykę.
Król Henr. Na tem wezgłowiu złóżcie mą koronę.
Clarence. Zmienił się bardzo; oczy mu zapadły.
Warwick. O, ciszej! ciszej! (Wchodzi ks. Henryk).
Ks. Henr. Gdzie książę Klarencyi?
Clarence. Tu jestem, bracie, w ciężkiem utrapieniu.
Ks. Henr. Co? deszcz w pałacu, gdy sucho na dworze?
Jak zdrowie króla?
Ks. Hum. Źle bardzo.
Ks. Henr. Czy słyszał
Dobre nowiny?
Ks. Hum. Właśnie gdy ich słuchał,
Wzięła go niemoc.
Ks. Henr. Gdy na radość chory,
Wróci do zdrowia, nie biorąc lekarstwa.
Warwick. Drogi mój książę, przez Boga, mów ciszej,
Zasypia bowiem król nasz, a twój ojciec.
Clarence. Do drugiej izby oddalmy się wszyscy.
Warwick. Czy chcesz iść z nami, miłościwy książę?
Ks. Henr. Nie, tu usiądę, będę nad nim czuwał.
Co na wezgłowiu korona ta znaczy,
Ta towarzyszka łoża kłopotliwa?