Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/384

Ta strona została przepisana.

To on. Henryku, przybliż się tu do mnie,
A wy odejdźcie; zostawcie nas samych.

(Wychodzą: Clarence, książe Humphrey, panowie i inni).

Ks. Henr.  Jeszcze cię słyszeć straciłem nadzieję.
Król Henr.  Chęć była matką myśli twych, Henryku.
Żywot mój nazbyt długim ci się zdaje.
Pustego po mnie tronu tak już łakniesz,
Że pragniesz w moją godność się ustroić
Wprzód, niźli twoja dojrzeje godzina?
Płochy młodziku! wzdychasz do wielkości,
Która cię swoim ciężarem zagniecie.
Poczekaj chwilę; obłok mej wielkości
Tak słaby wietrzyk w górze podtrzymuje,
Że spadnie wkrótce; dzień mój już ciemnieje.
To mi ukradłeś, co za godzin kilka
Byłoby twojem, tylko że bez grzechu.
W dniu mojej śmierci pieczęć przyłożyłeś
Do mych przypuszczeń. Całe twoje życie
Było dowodem, że mnie nie kochałeś;
Chciałeś, bym tego był pewny, konając.
Tysiąc chowałeś sztyletów w twej myśli,
Któreś zaostrzył na kamiennem sercu,
By przeszyć nimi kwadrans mój ostatni.
Co? więc mi nawet kwadransa żałujesz?
Więc idź, Henryku, idź sam mój grób kopać.
Każ dzwonom światu wesoło rozgłosić,
Żeś królem został — nie, że ja umarłem;
Niech łzy, co trumnę moją miały rosić,
Będą balsamem twego namaszczenia;
W proch zapomnienia rzuć mnie co najrychlej,
Daj to robakom, co ci dało życie;
Znoś prawa moje, kasuj me urzędy,
Bo przyszły czasy szydzenia z porządku.
Już Henryk piąty ukoronowany;
Wstań więc szaleństwo! precz królów powago!
I ty doradców mądrych precz drużyno!
Niech się zbiegają z wszystkich świata krańców
Próżniactwa małpy do angielskiej ziemi!