przyjacielem, wielmożny panie; proszę więc was, poprzyjcie jego sprawę.
Płytek. Dobrze, dobrze; bądź spokojny, nic mu się złego nie stanie. A zaraz zajmij się wykonaniem moich rozkazów. (Wychodzi Davy). Gdzie jesteś, sir Johnie? Tylko żwawo; ściągnij buty. Daj mi rękę, mości Bardolfie.
Bardolf. Rad widzę dostojnego pana.
Płytek. Dziękuję ci z całego serca, mój dobry mości Bardolfie. (Do Pazia) Witajże nam i ty, olbrzymie. Idźmy, sir Johnie (wychodzi).
Falstaff. Idę za tobą, dobry mój panie Robercie Płytku. Bardolfie, dojrzyj koni. (Wychodzą: Bardolf i Paź). Gdyby mnie na kawałki rozpiłowano, starczyłbym na cztery tuziny takich brodatych pątniczych kijów jak pan Płytek. Rzecz to cudowna śledzić duchowy stosunek jego i jego ludzi. Oni, na jego wzór się kształtując, prowadzą się jak głupie podsędki, a on, obcując z nimi ciągle, zrobił się podsędkiem lokajem. Dusze ich tak się pożeniły skutkiem wspólnego pożycia, że kupią się zgodnie jak sznur dzikich gęsi. Gdybym miał jaką prośbę do pana Płytka, pochlebiałbym jego ludziom, utrzymując, że są poufalcami swojego pana; a gdybym czego potrzebował od jego ludzi, głaskałbym pana Płytka, oświadczając, że niktby lepiej nie potrafił rozkazywać swojej drużynie. Rzecz niewątpliwa, że jak mądrem prowadzeniem się, tak i głupiem postępowaniem można się zarazić jak chorobą. Wypompuję z tego Płytka dość materyi, aby utrzymać księcia Henryka w ciągłym śmiechu przez porę sześciu mód, co znaczy cztery kadencye, a będzie się śmiał bez feryj. Ha, co to za skutek robi kłamstwo poparte małą przysięgą i żart przy poważnej minie na człowieku, który nigdy nie miał łamania w łopatce! Zobaczycie, że będzie się śmiał, aż twarz jego będzie wyglądała jak płaszcz zmoczony a źle zwinięty.
Płytek (za sceną). Sir Johnie!
Falstaff. Idę, panie Płytku, idę, panie Płytku (wychodzi).
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/390
Ta strona została przepisana.