Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Bękart.  Pędzony żądzą widzenia cię, królu,
Ledwo oddycham.
Król Jan.  Na czas, mój kuzynie,
Przybyłeś, aby oczy moje zamknąć.
Dni moich liny strzaskane, spalone.
Żagle, co miały me unosić życie,
Na nić się zeschły, na malutki włosek;
Serce w mem łonie jedna trzyma nitka,
A i ta pęknie, nim skończysz swą powieść,
I to co widzisz, będzie garstką prochu,
I majestatu zgasłego obrazem.
Bękart.  Delfin tu ciągnie na swoich wojsk czele,
A jak mu stawić czoło, Bóg wie jeden,
Nocy tej bowiem zastępów mych wybór,
Który z potyczki mogłem uprowadzić,
Niespodziewanym zaskoczon przystępem,
W przepaściach morza swój grób znalazł mokry.

(Król kona).

Salisbury.  Umarłym uszom śmierci prawisz dzieje.
Królu mój, panie! Przed chwilą król, teraz —
Ks. Henr.  I moim losem tak biedz i tak stanąć.
Jakąż świat daje pewność i nadzieję,
Gdy to co było królem, prochem teraz!
Bękart.  Więc nas rzuciłeś? Ja jeszcze zostanę,
Aby za twoje pomścić cię tu krzywdy,
Potem do nieba dusza ma uleci,
By ci tam służyć, jak niegdyś na ziemi. (Do panów)
Wy, gwiazdy, znowu do swych sfer wrócone,
Gdzie wasze siły? Stwierdźcie waszą wierność,
I idźcie ze mną odepchnąć zagładę,
I wieczną hańbę od słabych bram naszych.
Szukajmy wroga albo on nas znajdzie:
Delfin za moim ciągnie tutaj śladem.
Salisbury.  My tu od ciebie więcej trochę wiemy.
Kardynał Pandulf, pół godziny temu,
Przybył w imieniu Delfina Ludwika,
A przyniósł takie warunki pokoju,
Że bez niesławy możemy je przyjąć.