Ant. z Syr. Dowód nie był dla mnie jasny.
Drom. z S. Więc na dobitkę utrzymuję, że sam Czas jest łysy, a więc do końca świata będzie miał towarzyszy.
Ant. z Syr. Wiedziałem, że się na łysej skończy konkluzyi. Lecz cicho! Kto tam znaki nam daje?
Adryana. O, tak jest! Bardzo dobrze, Antyfolu,
Udaj zdziwienie i marszcz chmurne czoło,
Chowaj uśmiechy dla innej kochanki,
Ja bowiem twoją nie jestem już żoną.
Lecz były czasy, w których przysięgałeś,
Że dla twych uszu nie było muzyki,
Dla ócz nie było pięknego widoku,
Dla twojej dłoni miękkiego dotknięcia,
Smacznej potrawy dla twego języka,
Gdym nie mówiła, nie patrzała na cię,
Nie tknęła ręki, nie podała potraw.
O, powiedz, mężu, powiedz mi, dlaczego
Tak się zmieniłeś dla samego siebie?
Dla siebie, mówię, gdyś się dla mnie zmienił,
Co jestem w ciebie na wieki wcielona,
Jestem najlepszą ciała twego cząstką.
Z moich się objęć nie wydzieraj, błagam,
Bo wierzaj, drogi, łatwiejby ci było
W głębiny morskie kroplę wody spuścić,
Potem tę samą kroplę z głębin czerpnąć,
Nic nie ujmując i nic nie przydając,
Niż chcieć beze mnie ze mną się rozdzielić.
Jakby się twoje zakrwawiło serce,
Gdybyś usłyszał, żem wiarę złamała,
Że to dla ciebie poświęcone ciało
Splamił rozpustnik lubieżnem dotknięciem.
Wszak plułbyś na mnie, potrąciłbyś nogą,
Małżonka imię w twarzbyś moją rzucił,
Wszeteczną skórę z czoła mego zdrapał,
Z niewiernej ręki ślubny odciął pierścień
I skruszył gniewnie rozwodu przekleństwem.
Wszak takbyś zrobił? Zrób więc, bo już pora.