W tobie me szczęście, a na twojem łonie
Raj mój za życia i raj mój po zgonie.
Lucyana. Praw te androny twojej Adryanie.
Ant. z Syr. Ty Adryaną, ty moje kochanie.
Ty męża nie masz, a ja nie mam żony,
Daj mi twą rękę.
Lucyana. O, nie, stój, szalony!
Musim się wprzódy siostry mej poradzić.
Ant. z Syr. Co tam nowego, Dromio? Co ci tak śpieszno?
Drom. z S. Czy znasz mnie panie? Czy ja Dromio? Czy ja twój sługa? Czy ja to ja naprawdę?
Ant. z Syr. Ty jesteś Dromio; ty jesteś moim sługą; ty jesteś ty.
Drom. z S. Ja jestem osiem, panie, ja jestem sługą kobiety, ja nie należę już do siebie.
Ant. z Syr. Jakiej kobiety sługą? Dlaczego nie należysz już do siebie?
Drom. z S. Nie należę do siebie, bo należę do kobiety, która rości do mnie jakieś pretensye, jak cień za mną chodzi, chce gwałtem mnie zabrać.
Ant. z Syr. Jakie rości do ciebie pretensye?
Drom. z S. Takie pretensye, jakiebyś ty rościł, panie, do własnego konia. Chce gwałtem mnie zabrać jak własne bydlę, nie, żeby mnie chciała dlatego, że jestem bydlę, ale dlatego że sama bydlę, rości sobie do mnie pretensye.
Ant. z Syr. Cóż to za kobieta?
Drom. z S. Bardzo uczciwa osoba, bo mówić o niej trudno, nie powtarzając za każdem słowem: uczciwszy uszy. Chuda moja dola w małżeństwie, choć nie mogę zaprzeczyć, że to okrutnie tłuste małżeństwo.
Ant. z Syr. Co rozumiesz przez tłuste małżeństwo?
Drom. z S. Rozumiem, że to kucharka z samej tłustości ulana. Nie wiem, na co ją użyć; chyba zapalić ją jak lampę i zemknąć od niej przy własnem jej świetle. Przysięgam, że jej łachmany i łój z nich wyciśnięty wystarczyłyby na polską zimę; jeśli do sądnego dnia dożyje, palić się będzie dłużej niż świat cały.