jemnicy. Wiele okoliczności ostrzegało mnie o tem poprzednio; wszystko jednak tak się jeszcze chwiało na wadze, że ani zupełnie wierzyć, ani zupełnie wątpić nie mogłam. Proszę cię, opuść mnie na chwilę. Zamknij tajemnicę w twoich piersiach. Dziękuję ci za twoją uczciwą troskliwość, a później pomówię
o tem z tobą obszerniej.
Hrabina. W młodości mojej był stan mój ten samy,
Natury dziecko, prawom też jej służy;
To cierń przyrosły do młodości róży,
Krwi bowiem córki w krwi to naszej mamy.
Namiętna miłość trawi młode ciało:
To wieczna pieczęć wiecznych praw ludzkości,
To było grzechem lat mojej młodości,
Choć mi to wtedy grzechem się nie zdało. —
O, teraz miłość w źrenicach jej czytam.
Helena. Jakie chcesz, pani, wydać mi rozkazy.
Hrabina. Ty wiesz, Heleno, że ci matką jestem.
Helena. Moją łaskawą panią.
Hrabina. Nie, nie, matką.
Czemu nie matką? Kiedy rzekłam: matką,
Mógłby kto myśleć, że ujrzałaś węża.
Cóż tak strasznego w wyrazie tym: matką,
Że się tak wzdrygasz? Jestem twoją matką,
Imię twe stoi wśród tych zapisane,
Którzy się w mojem kształtowali łonie.
Przysposobienie nieraz już z naturą
Szło o pierwszeństwo, a wybór przemienia
Na naszą, gałęź z obcego nasienia.
Choć macierzyńskich nie miałam boleści,
To macierzyńską miłość mam dla ciebie.
Czemu, Heleno, gdy cię zwę mą córką,
Krew się twa zsiada? I co się ma znaczyć,
Że w twoich oczach Irys różnofarbna
Burzliwych deszczów strugi zapowiada?
Jakto? Dlatego, że mą jesteś córką?
Helena. Że nią nie jestem.