Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Wyznaj mi prawdę.
Helena.  Przebacz, dobra pani!
Hrabina.  Czy kochasz mego syna?
Helena.  A ty, pani,
Czy go nie kochasz?
Hrabina.  Nie szukaj wybiegów!
Ja mej miłości przed światem nie kryję.
Więc dalej! Uczuć twoich stan mi objaw,
Bo twe wzruszenie głośno cię oskarża.
Helena.  Więc na kolanach, przed niebem i tobą
Wyznaję, pani, że silniej niż siebie,
Po Bogu tylko, syna twego kocham.
Dom mój był biedny, ale był uczciwy,
Jak miłość moja; nie gniewaj się, pani,
Bo miłość moja krzywdy mu nie robi;
Nigdy go śmielszym nie drasnę zalotem;
Anibym chciała za męża go dostać,
Póki nie będę jego ręki godną,
Choć nie pojmuję, jak godną jej zostać.
Wiem, że go kocham próżno, bez nadziei,
A jednak zawsze w to bezdenne sito
Mojej miłości wlewam czyste wody,
Bez trwogi, żeby brakło mi ich kiedy.
Jak Indyanin obłąkany w wierze,
Czczę słońce, które swojego czciciela
Nie zna, choć swojem oblewa go światłem.
Nie płać mi, pani, twoją nienawiścią,
Że miłość moja z twoją się spotkała.
Lecz jeśliś sama, której wiek dostojny
Świadczy o cnotach minionej młodości,
Jeżeliś sama, w równych uczuć ogniu,
Pragnęła czysto, kochała gorąco,
Byłaś Dyaną razem i Wenerą,
O, to miej litość nad biedną sierotą,
Co mimo woli tam skarby swe składa,
Gdzie wszystko tylko stratę zapowiada,
Nie pragnie znaleźć, czego wiecznie szuka,
Lecz jak zagadka, z swoją tajemnicą