Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/226

Ta strona została przepisana.

zbyt ufając w męstwo, którego nie ma, nie doznał zawodu w stanowczej chwili, w jakiem wielkiem, niebezpiecznem przedsięwzięciu.
Bertram.  Jak znaleźć sposobność w którejbym go mógł wypróbować?
2 Pan.  Nie znajdziesz lepszej, niż pozwalając mu iść po bęben, który odzyskać z taką ufnością się ofiarował.
1 Pan.  A ja z oddziałem florenckich żołnierzy wpadnę na niego znienacka. Wybiorę ludzi, których nie rozróżni od nieprzyjaciół; skrępowanego, z zawiązanemi oczyma, przyprowadzę do naszych namiotów, w najsilniejszem przekonaniu, że się znajduje w nieprzyjacielskim obozie. Racz tylko być przytomnym jego badaniom. Jeśli nikczemną powodowany trwogą, mając obiecane życie, nie podejmie się zdradzić cię, panie, nie wypowie wszystkiego, co wie przeciw tobie, nie ufaj nigdy w niczem mojemu zdaniu.
2 Pan.  O, choćby tylko dla śmiechu, pozwól mu wyruszyć po bęben, skoro utrzymuje, że ma niewątpliwy na to fortel. Gdy się przekonasz, panie, co jest na dnie tego bohatera, ile wytopisz czystego metalu z tej mniemanej złotej rudy, jeśli wtedy jeszcze, sam, na własnym jego bębnie skóry mu nie przetrzepiesz, twoje zaślepienie będzie bez granic. Otóż i on nadchodzi. (Wchodzi Parolles).
1 Pan.  O, dla miłości śmiechu, nie stawiaj oporu fantastycznym jego przedsięwzięciom; bądźcobądź, niech bęben odbije.
Bertram.  Co tam nowego, mości panie, bęben ten, widzę, na sercu ci cięży.
2 Pan.  Daj go tam katu, toć przecie tylko bęben.
Parolles.  Tylko bęben! Toć przecie tylko bęben! Bęben w ten sposób stracony! Sławna to była komenda! Szarżować własną naszą kawaleryą na własne nasze skrzydło, naszych własnych żołnierzy rozbijać!
2 Pan.  Nie można o to winić dowódcy; była to klęska, której sam Cezar uniknąćby nie potrafił, gdyby w tej potrzebie dowodził.