Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/231

Ta strona została przepisana.

językiem własnego wymysłu, bo wcale o to nie chodzi, żeby jeden drugiego rozumiał. Im dziwaczniejsze dźwięki, tem lepsze; język gawroni wyborny do naszego planu. Co do ciebie, tłómaczu, należy ci mieć minę głębokiego polityka. Lecz cicho! Połóżcie się na ziemię, przybliża się. Chce zapewne przespać dwie godziny, a potem wrócić i przysięgą stwierdzić kłamstwa, które teraz wymyśla. (Wchodzi Parolles).
Parolles.  Dziesiąta. Dość będzie czasu za trzy godziny wrócić do domu. Co za historyę im opowiem? Musi to zręczny być wymysł, żeby znalazł wiarę. Zaczynają mnie przewąchiwać, i obelgi od pewnego czasu zbyt często do drzwi moich pukają. Widzę, że mój język za zuchwały, a serce, w którem mieszka bojaźń Marsa i jego zwolenników, nie może dotrzymać kroku językowi.
1 Pan  (na str.). To pierwsza prawda, której się twój język dopuścił.
Parolles.  Co za dyabeł mnie podjudził po podjęcia się wyprawy po ten bęben, gdy dobrze wiedziałem, że to rzecz niepodobna, o której spełnieniu ani myślałem? Muszę się sam trochę nasiekać i udać, że to rany, otrzymane w wyprawie. Lecz lekkie draśnięcia na nic się nie zdadzą, bo wszyscy krzykną jednomyślnie: „Jakto? i ty na tem przestałeś?“ a zaciąć się na dobre nie mam odwagi. Co tu począć? Języku, muszę cię wsadzić w gębę przekupki, a sam kupić sobie inny u jednego z niemych Bajazeta, jeśli mnie raz jeszcze wplątasz w podobnego rodzaju niebezpieczeństwo.
1 Pan  (na str.). Czy być może, żeby tak dobrze wiedział, czem jest, a był przecie tem, czem jest?
Parolles.  Chciałbym, żeby posiekanie munduru wystarczyło, albo potrzaskanie hiszpańskiej mojej klingi.
1 Pan  (na str.). To nam nie wystarczy.
Parolles.  Albo ogolenie brody, żeby powiedzieć: to fortel żołnierski.
1 Pan  (na str.). I to nie dosyć.
Parolles.  A gdybym utopił mundur i powiedział: odarli mnie do koszuli?
1 Pan  (na str.). I to za mało.