Co do mnie, bodaj zaraza go zjadła! Coraz bardziej jest dla mnie kotem.
1 Żołn. Co mówisz o jego doświadczeniu wojskowem?
Parolles. Na honor, mój panie, bił w bęben przy procesyi angielskich komedyantów; nie chcę go potwarzać, ale nie znam żadnej innej żołnierskiej jego służby, wyjąwszy chyba, że w angielskim kraju miał honor być oficerem na łące zwanej tam Mile-end[1], gdzie ćwiczył łuczników w formowaniu szeregów. Pragnę powiedzieć wszystko, co mogę, by mu przysporzyć honoru, ale tego nie jestem pewny.
1 Pan. Swoją sprosnością tak wszelką przeszedł sprosność, że go osobliwość ta odkupuje.
Bertram. Zaraza na niego! Zawsze mi on kotem.
1 Żołn. Gdy przymioty jego tak nizkiej są ceny, nie potrzebuję się pytać, czy złotem można go skłonić do buntu.
Parolles. Za złotówkę, panie, sprzeda procent swojego zbawienia, ba! kapitał nawet, i wszystkich potomków swoich na wieczne czasy niebieskiego dziedzictwa pozbawi.
1 Żołn. A co myślisz o jego bracie, drugim kapitanie Dumain?
2 Pan. Dlaczego o mnie się go pyta?
1 Żołn. Co to za człowiek?
Parolles. To wrona z tego samego gniazda. Nie dorównywa starszemu w dobroci, przechodzi go za to złośliwością. Wyższy od brata tchórzostwem, choć brat jego jedno-zgodnie pierwsze trzyma miejsce w tym zawodzie. W odwrocie wyściga wszystkich obozowych ciurów, w ataku zawsze kurcze go łapią.
1 Żołn. Jeśli ci darujemy życie, czy gotów jesteś zdradzić florenckiego księcia?
Parolles. Bardzo chętnie, a w dodatku i dowódcę jego jazdy, hrabiego Roussillonu.
1 Żołn. Rozmówię się z generałem, zapytam, jaka jego wola.
Parolles (na str.). Ani chcę słyszeć na przyszłość o bębnie; niech tam dyabli porwą wszystkie bębny! Tylko, żeby so-
- ↑ Mile-end, łąka w bliskości City, gdzie za czasów Szekspira zbierało się towarzystwo łuczników, zwanych rycerzami króla Artura. Jest o nich wzmianka w III akcie, części drugiej króla Henryka IV.