Do cierpiącego swojego nazwiska.
Tak je więc razem w jeden zwinę kłębek,
Tam się całujcie i róbcie, co chcecie.
Lucetta. Obiad gotowy, ojciec pani czeka.
Julia. Idźmy.
Lucetta. Te świstki zostawim na plotki?
Julia. Jeśli je cenisz, możesz je pozbierać.
Lucetta. Już raz dostałem burę za tę sprawę;
Pozbieram jednak, jeszczeby się bowiem
Leżąc na ziemi, mogły zakatarzyć.
Julia. Widzę, że coś cię do świstków tych ciągnie.
Lucetta. Co widzisz, pani, możesz o tem mówić,
I ja też widzę, choć myślisz, żem ślepa.
Julia. No, idźmy, idźmy; czy raczysz pójść ze mną?
Antonio. Powiedz, Pantino, o jakiej to sprawie,
Brat mój w klasztorze miał z tobą narady?
Pantino. O Proteuszu, synowcu, twym synie.
Antonio. Co ci powiedział?
Pantino. Dziwił się, że w domu
Pozwalasz, panie, młodość mu marnować,
Gdy inni, mieniem i powagą niżsi,
Szukać fortuny synów wyprawiają;
Jedni na polach bitew za nią gonią,
Inni po morzach wysp szukają nowych,
Inni się kształcą w uniwersytetach.
Syn twój, jak mówi, w każdym z tych zawodów,
Przy swych zdolnościach, szczęście mógłby znaleźć;
Więc mi polecił, bym nalegał panie,
Byś mu próżnować w domu dłużej nie dał,
Bo wielką później będzie mu zawadą,