Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/283

Ta strona została przepisana.
—   273   —

Które mi przywiózł jeden z mych przyjaciół
Od towarzysza mego Walentyna.
Antonio.  Pokaż mi pismo. Co ci w niem donosi?
Proteusz.  Żadnej nowiny, tylko opisuje,
Co za szczęśliwe prowadzi tam życie,
Jak go łaskami obsypuje cesarz,
Jak pragnie ze mną szczęściem się podzielić.
Antonio.  A ty co mówisz na jego życzenia?
Proteusz  Co winien mówić syn od woli ojca,
Nie od przyjaciół życzenia zależny.
Antonio.  Z życzeniem jego wola moja zgodna.
Tylko tak nie patrz na mnie odurzony;
Co chcę, to będzie, i na tem jest koniec.
Postanowiłem, abyś z Walentynem
Czas jakiś spędził na cesarskim dworze.
Co on odbiera od swoich przyjaciół,
I ty na swoje odbierzesz wydatki.
Bądź do wyjazdu gotowy na jutro.
Żadnych tłómaczeń! To wyrok niezmienny.
Proteusz.  Dobry mój ojcze, daj mi dzień lub dwa dni,
Niepodobieństwo, bym jutro był gotów.
Antonio.  Wyślę za tobą co będzie potrzebne.
Ni chwili zwłoki, musisz jutro jechać.
Idźmy, Pantino; twoją będzie sprawą
Wszystko do jego odjazdu przyrządzić.

(Wychodzą: Antonio i Pantino).

Proteusz.  By się nie sparzyć, od ogniam uciekał
I wpadłem w morze, w którem teraz tonę.
Balem się ojcu list Julii pokazać,
By nie chciał zawad stawiać mej miłości,
A on zbudował na mem tłómaczeniu
Mojej miłości największą zaporę.
Ach, jak podobna jest wiośnie miłości
Co chwila zmienna pogoda kwietniowa!
To wszystko złote w słonecznej jasności,
To znowu wszystko za chmury się chowa!

(Wchodzi Pantino).

Pantino.  Twój ojciec wzywa cię do siebie, panie,