Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/305

Ta strona została przepisana.
—   295   —

Które są dla mnie niepośledniej wagi.
Nie jest ci tajno, żem chciał rękę córki
Przyjacielowi mojemu dać Turyo.
Walentyn.  Wiem o tem dobrze; byłby to małżonek
Zacny, bogaty, dobry i cnotliwy,
Pod każdym względem żony takiej godny,
Jaką jest piękna córka twoja, panie.
Czy nie pochwala twojego wyboru?
Książę.  Ani chce słyszeć. Posępna i krąbrna,
Uparta w zdaniu, głucha na powinność,
Nie chce pamiętać, że moją jest córką,
I ojcowskiego nie lęka się gniewu.
Smutna ta prawda, po długim namyśle,
Wygnała wszelką miłość z mego serca.
Tracąc nadzieję, bym w mojej starości
Znalazł pociechę przy niewdzięcznej córce,
Postanowiłem nowe zawrzeć śluby,
A ją dać temu, który wziąć ją zechce.
Niechże jej piękność będzie jej posagiem,
Gdy mną i moją pogardziła ziemią.
Walentyn.  W sprawie tej, książę, masz mi co rozkazać?
Książę.  Jest w Medyolanie dama, którą kocham,
Lecz zbyt wybredna, aż dotąd, niewiele
Na moją starą zważała wymowę.
A więchym pragnął wziąć cię dziś za mistrza,
(Umizgów bowiem dawno zapomniałem,
I oprócz tego zmieniła się moda).
Naucz mnie, w jaki potrafiłbym sposób
Przychylny promień jasnych ócz jej zyskać.
Walentyn.  Użyj podarków, gdy na słowa głucha.
Do serc niewieścich milczące klejnoty
Wymowniej mówią, niż ogniste zwroty.
Książę.  Na dary moje z pogardą spogląda.
Walentyn.  Czasem kobieta odpycha, gdy żąda.
Poślij dar nowy, nie trwóż się, że harda:
Gorętszą miłość pierwsza rodzi wzgarda.
Nie wstrętu znakiem groźne brwi marszczenie,
Chce tylko większe rozniecić płomienie.