Celia. Niech się spełnią wszystkie twojego serca życzenia!
Karol. Gdzie jest ten młody zuch, co tak gorąco pragnie spocząć na łonie swojej matki ziemi?
Orlando. Gotowy; ale mniej ambitny w swoich życzeniach.
Ks. Fryd. Przestańcie na pierwszem powaleniu.
Karol. Jedno wystarczy, mości książę; nie będziesz potrzebował zachęcać go do drugiej próby ty, panie, który tak gorąco odwodziłeś go od pierwszej.
Orlando. Skoro masz zamiar szydzić ze mnie po próbie, nie powinienbyś przynajmniej szydzić przed próbą. Ale do dzieła!
Rozalinda. Niech ci Herkules w pomoc przybędzie, młody mężu!
Celia. Chciałabym zostać niewidzialną, aby tego mocarza za nogę chwycić. (Karol i Orlando pasują się).
Rozalinda. O, dzielny młodzieńcze!
Celia. Gdybym miała pioruny w oczach, wiem, któryby się z nich powalił. (Karol pada obalony; okrzyki).
Ks. Fryd. Dosyć! dosyć.
Orlando. Jeszcze! jeszcze! mości książę; jeszczem wszystkich sił nie natężył.
Ks. Fryd. Jak ci jest, Karolu?
Le Beau. Stracił mowę, mości książę.
Ks. Fryd. Wynieście go. (Wynoszą Karola). Twoje nazwisko, młodzieńcze?
Orlando. Nazywam się Orlando, mości książę, jestem najmłodszym synem Rolanda de Bois.
Ks. Fryd. Wolałbym, żebyś innego był synem.
Ojciec twój zyskał świata poważanie,
Lecz dla mnie zawsze był nieprzyjacielem;
Chętniejbym patrzył na twoje zwycięstwo,
Gdybyś z innego domu ród wywodził.
Lecz bywaj zdrowy! dzielny z ciebie młodzian;
Szkoda, że ojciec twój to imię nosi.
Celia. Na miejscu ojca takżebym mówiła?
Orlando. Tak jestem dumny, żem Rolanda synem,
Najmłodszym synem, żebym się nie mieniał,
Gdyby mnie książę za syna chciał przybrać.