Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/315

Ta strona została przepisana.
—   305   —

O ile będziesz zniżał Walentyna.
Książę.  Z tem większą o to proszę cię ufnością,
Iż z ust słyszałem twego przyjaciela,
Żeś jest miłości wiernym już czcicielem,
Więc zmienić myśli nie zdołasz tak prędko.
Od tej też chwili otwarty masz przystęp,
Gdzie będziesz wolno z Sylwią mógł rozmawiać.
Smutna, stroskana, z radością cię przyjmie,
Choćby przez pamięć twego przyjaciela.
Łatwo ci będzie do serca jej wcisnąć
Miłość dla Turya, wstręt do Walentyna.
Proteusz.  Zrobię, co będzie w mojej mocy, książę.
Lecz i ty, Turyo, nie dość masz zapału;
Musisz z swej strony sidła na nią stawić,
W czułych sonetach niechaj dźwięczne rymy
Tłómaczą całą uczuć twych głębokość.
Książę.  Potężną niebios córą jest poezya.
Proteusz.  Mów, że na czystym wdzięków jej ołtarzu
Składasz łzy twoje, westchnienia i serce;
Pisz, a gdy wszystek wypiszesz atrament,
Zastąp go łzami, niech piękne natchnienie
Całą twych uczuć szczerotę maluje.
Wiesz, że Orfeusz dźwiękiem złotej lutni
Miękczył nieczuły kamień i żelazo,
Lwy obłaskawiał, kazał lewiatanom
Rzucać mórz głębie i na piaskach pląsać.
Po twoich smutnych i płaczliwych tonach
Skradnij się w nocy pod pani twej okna,
A przy muzyki uroczystym dźwięku
Zanuć płaczliwe a serdeczne pieśni;
Głębokiej nocy poważne milczenie
Doda uroku twojej serenadzie.
Tą drogą tylko możesz serce podbić.
Książę.  Z słów twoich widać, że wiesz, co jest miłość.
Turyo.  Tej nocy jeszcze za twą pójdę radą.
Teraz, kochany mój nauczycielu,
Idźmy do miasta; tam, przy twej pomocy,
Wybiorę kilku biegłych muzykantów,