Rozalinda. Ojciec mój kochał Rolanda jak duszę,
A świat uczucia ojca mego dzielił.
Gdybym wiedziała, że to syn Rolanda,
Łezbym strumieniem błagała go wprzódy,
Nimby rozpoczął niebezpieczną walkę.
Celia. Idźmy, kuzynko, idźmy szermierzowi
I podziękować i otuchy dodać,
Bo twarde słowa mojego rodzica
Serce mi krwawią. Dzielnieś się pokazał:
Jeśli w miłości obietnic dotrzymasz,
Jak je w zapasach dzisiaj prześcignąłeś,
Szczęśliwa będzie przyszła twa kochanka.
Rozalinda (daje mu łańcuszek, który zdjęła z szyi).
Noś to, młodzieńcze, na moją pamiątkę.
Gdyby fortuna wierniejszą mi była,
Więcejbym dała; lecz nie mam nic więcej.
Idźmy, kuzynko.
Celia. Bądź zdrów, młody panie.
Orlando. Nie mogęż nawet powiedzieć: dziękuję?
Lepsza mnie cząstka leży powalona,
A co zostało, drzewem jest bez życia.
Rozalinda. On woła na nas. Z fortuną uciekła,
I moja duma. Spytam, czego żąda.
Czy nas wołałeś? Walczyłeś jak rycerz,
I pokonałeś więcej, niż twych wrogów.
Celia. Czas iść kuzynko.
Rozalinda. Jedno jeszcze słowo.
Bądź zdrów, młodzieńcze! niech Bóg będzie z tobą!
Orlando. Jakaż namiętność język mi związała?
Chciała rozmawiać, jam słów znaleźć nie mógł.
Biedny Orlando! zwyciężył cię, widzę,
Karol, lub słabszy od Karola szermierz.
Le Beau. Przychodzę dać ci przyjacielską radę:
Uciekaj śpiesznie; bo choć zasłużyłeś
Na chwałę, miłość, na poklaski ludu,
Umysł książęcy w takim dzisiaj stanie,