Nie umarł jeszcze, mym jest narzeczonym.
Nie maszli wstydu twemi natręctwami
Tak ciężko krzywdzić twego przyjaciela?
Proteusz. Słyszałem także, że Walentyn umarł.
Sylwia. Bądźże więc pewny, że i ja umarłam,
Że miłość moja śpi w jego mogile.
Proteusz. Pozwól mi, droga, abym ją odgrzebał.
Sylwia. Idź raczej, z grobu wywołaj kochankę,
Albo z nią razem pogrzeb twoją miłość!
Julia (na str). Nie słyszał tego.
Proteusz. Jeśli twoje serce
Tak twarde, racz mi za miłość dać moją
Twój portret, w twojej wiszący komnacie;
Będę z nim mówił, wzdychał doń i płakał,
Bo gdy istotę twych doskonałości
Inny już posiadł, cieniem tylko jestem,
Miłość też twemu cieniowi poświęcę.
Julia (na str.). Gdybyś miał ciało, pewnobyś je zdradził,
I w cień przemienił, jak mnie przemieniłeś.
Sylwia. Wstyd mnie, prawdziwie twojem być bożyszczem;
Lecz gdy kłamliwej twej przystoi duszy
Ubóstwiać cienie, fałszywe czcić formy,
Więc po mój portret poślij jutro rano.
Teraz do domu wróć i śpij szczęśliwy.
Proteusz. Jak biedny więzień, który o poranku
Na rusztowanie ma być prowadzony.
Julia. Gospodarzu, czy chcesz wrócić do domu?
Gospod. Na moje zbawienie, zasnąłem na dobre.
Julia. Powiedz mi, proszę, gdzie mieszka sir Proteusz?
Gospod. Gdzie? W mojej gospodzie. Na uczciwość, zda mi się, że już świta.
Julia. Jeszcze nie, ale nigdym nie przepędził
Nie śpiąc tak przykrej i tak długiej nocy. (Wychodzą).