Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/324

Ta strona została skorygowana.
—   314   —

Za które niebo i losby mnie skarał.
Błagam cię z serca tak pełnego smutku
Jak morze piasku, bądź mi towarzyszem!
Jeśli odmówisz, zamilcz co słyszałeś,
A sama jedna w drogę się tę puszczę.
Eglamour.  Dla cierpień twoich, pani, litość czuję,
Bo wiem, że źródłem ich cnotliwa miłość,
Chętnie więc będę twoim towarzyszem,
Na wszystko co mnie spotka obojętny,
Byłem mógł tylko szczęście twe zapewnić.
Kiedy się w drogę chcesz puścić?
Sylwia.  Dziś wieczór.
Eglamour.  Gdzie mam cię spotkać?
Sylwia.  U ojca Patryka,
Przed którym świętą odbyć pragnę spowiedź.
Eglamour.  Stawię się, pani, a teraz dzień dobry!
Sylwia.  Do zobaczenia, dobry Eglamourze. (Wychodzą).


SCENA IV.
Tamże.
(Wchodzi Lanca ze swoim psem).

Lanca.  Kiedy pachołek pana jak psa traktuje, ciężka to, jak widzisz sprawa. Ten, którego wychowałem ze szczenięcia, którego uratowałem od utopienia, gdy troje lub czworo ślepych jego sióstr lub braci zginęło mokrą śmiercią! Wyuczyłem go sztuk właśnie, jakby każdy bez wahania powiedział: tego bym chciał psa mojego nauczyć. Pan mnie wysyła, aby go dać w prezencie pani Sylwii. Ledwo, że wszedłem do jadalnej izby, aż mi tu on skrada się do jej talerza i łapes jej udo kapłona. O, rzecz to paskudna, kiedy kundel nie umie się przyzwoicie w każdej kompanii zachować. Jabym chciał, żeby się tak wyrazić, jabym chciał mieć psa, któryby się podjął, że tak powiem, być psem naprawdę, psem do wszystkiego. Gdybym nie miał więcej od niego dowcipu i nie wziął na siebie jego