Czegoby w mojem nie było obliczu,
Gdyby nie była ślepym bogiem miłość?
Cóż robić! — Ponieś ten cień, biedny cieniu!
To ma rywalka. Nieczuły obrazie,
Będziesz kochany, czczony, całowany.
Gdyby był rozum w jego bałwochwalstwie,
Ma istność miejsce wzięłaby obrazu.
Nie chcę cię krzywdzić przez wzgląd na twą panią
Gdyby nie dobroć jej dla mnie, przysięgam,
Twe niewidzące zdrapałabym oczy,
By wyrwać miłość z serca mego pana (wychodzi).
Eglamour. Już słońce zachód rozpoczyna złocić;
Zbliża się właśnie pora, w której Sylwię
W ojca Patryka celi miałem spotkać.
Przyjdzie; godziny nie chybia kochanka,
Chyba dlatego, żeby ją wyprzedzić,
Takiej ostrogi miłość jej dodaje. (Wchodzi Sylwia).
I patrz, to ona. Dobry wieczór, pani!
Sylwia. Amen! Lecz śpieszmy, dobry Eglamourze,
Przez furtkę murów opactwa wyjdziemy,
Lękam się bowiem, że szpiegi mnie tropią.
Eglamour. Nie bój się, niema i trzech mil do boru,
A raz w gęstwinie, jesteśmy bezpieczni,