Jeśliś zapomniał tysiącznych śmieszności,
W które cię oczy kochanej wtrąciły,
To nie kochałeś.
Jeśliś nie siedział, jak ja teraz siedzę,
Nudząc słuchacza lubej pochwałami,
To nie kochałeś.
Jeżeliś nigdy, namiętnością gnany,
Od ludzkich twarzy jak ja nie uciekał,
To nie kochałeś. Febe! Febe! Febe! (Wychodzi).
Rozalinda. Biedny pasterzu! twą sondując ranę,
Na me nieszczęście, własną mą odkrywam.
Probiercz. I ja też moją. Pamiętam, kiedym był zakochany, pałasz mój o kamień strzaskałem. To twoja zapłata, rzekłem, za to, że o północy byłeś u mojej Anusi Śmieszki. Pamiętam, że całowałem jej kijankę i wymię krowy, które doiły jej pięknuchne, popadane rączęta. Pamiętam, że jak do niej, paliłem koperczaki do strączka grochu; dostałem od niej dwa strączki w prezencie, a zwracając je zapłakany, rzekłem: noś to na moją pamiątkę. My, wierni kochankowie, dziwne stroimy figle; ale gdy wszystko jest śmiertelne w naturze, wszelka zakochana natura śmiertelnem dotknięta jest szaleństwem.
Rozalinda. Sam nie wiesz, jak mądrze mówisz.
Probiercz. Nie, nie dowiem się, że mam rozum, póki o niego nóg nie połamię.
Rozalinda. Szał pasterza romansowy Mego szału ma narowy.
Probiercz. I mojego także, tylko, że mój już trochę wywietrzał.
Celia. O, błagam, idźcie, spytajcie pasterza,
Czyli za złoto nie sprzeda nam chleba.
Omdlewam prawie z głodu i znużenia.
Probiercz. Hej, słuchaj, chłopie!
Rozalinda. Milcz! to nie twój krewny.
Koryn. Kto woła?
Probiercz. Lepsi od ciebie, prostaku.
Koryn. To rzecz nie trudna.
Rozalinda. Milcz! powtarzam jeszcze!