Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/48

Ta strona została skorygowana.
—   38   —

Orlando.  Jakto, Adamie? nie więcej masz serca? Żyj jeszcze trochę, zbierz sił trochę; pokrzep się trochę. Jeśli w tym strasznym lesie błąka się jaki zwierz dziki, albo sam pokarmem jego będę, albo ci go na pokarm przyniosę. Bliżej jesteś śmierci wyobraźnią niż brakiem sił. Przez miłość dla mnie, pokrzep się Adamie! przez chwilę jeszcze trzymaj śmierć na długość ramienia; wrócę niebawem; jeśli nic nie przyniosę, pozwolę ci umrzeć, lecz jeśli umrzesz przed powrotem, powiem, że pogardziłeś moją pracą. Wybornie! rzeźwość powraca, i ja też za chwilę wrócę. Ale tu za zimne dla ciebie powietrze; poniosę cię do jakiego dogodniejszego schronienia. Nie umrzesz dla braku żywności, jeśli w całej tej pustyni jest jedna żywa dusza. Nie trać otuchy, dobry Adamie!

(Wychodzą).


SCENA VII.
Las Ardeński. — Stół zastawiony.
(Książę wygnany, Amiens, Panowie i Służba).

Książę.  Zapewne w jakie przemienił się zwierzę,
Bo darmo w ludzkiej szukam go postaci.
1 Pan.  Chwila jest ledwo, jak się stąd oddalił;
Dobrej był myśli i słuchał piosenek.
Książę.  Jeśli on, z samych rozdźwięków złożony,
Harmonię kocha, to lękać się trzeba
W niebieskich sferach jakiego rozdźwięku.
Powiedz mu, proszę, że mówić z nim pragnę.

(Wchodzi Jakób),

1 Pan.  Sam wraca, żeby oszczędzić mi pracy.
Książę.  Cóż to jest, panie? cóż to jest za życie?
Dlaczego biedni twoi przyjaciele
Żebrać o twoje muszą towarzystwo?
Lecz skąd ta radość?
Jakób.  Napotkałem błazna,
Błazna w tym lesie, pstrokatego błazna,