I do kościoła dzwon święty nas wołał,
U dobrych ludzi byliśmy za stołem,
Łzy nam z ócz święta wyciskała litość,
Dlatego usiądź i dla twej potrzeby
Z tego, co mamy, bierz z całą ufnością.
Orlando. O, jeszcze krótką zaczekajcie chwilę,
Abym jak sarna po koźlę me pobiegł,
I dał mu pokarm. Tam biedny jest starzec,
Który przez miłość dla mnie, długą drogę
Wlókł słabe kroki; do ust nic nie wezmę,
Aż on pokrzepi ciało powalone
Od dwóch tyranów: głodu i starości.
Książę. Idź, śpiesz się! wszystko na powrót wasz czeka.
Orlando. Za waszą dobroć niech Bóg wam zapłaci! (Wychodzi).
Książę. Nieszczęście, widzisz, nie nas tylko ściga;
Szeroka ziemia, jak teatr olbrzymi,
Smutniejsze widzom przedstawia dramata,
Niż ten, na którym odgrywamy rolę.
Jakób. Świat jest teatrem, aktorami ludzie,
Którzy kolejno wchodzą i znikają.
Każdy tam aktor niejedną gra rolę,
Bo siedem wieków dramat życia składa.
W pierwszym więc akcie słabe niemowlątko
Na piersiach mamki ślini się i kwili;
Następnie, student z teką, zapłakany,
Z rumianą twarzą jak poranne niebo,
Ślimaczym krokiem wlecze się do szkoły;
Potem kochanek, jak miech wzdychający,
Pisze sonety do brwi swej kochanki;
Z kolei żołnierz, dziwnych przekleństw pełny,
Z brodą jak kozieł, drażliwym honorem,
Żywy, gwałtowny, do sporów pochopny,
Leci, w gardzieli armat szukać sławy,
Tej pustej bańki; następnie więc sędzia,
Z okrągłym brzuchem, na kapłonach spasły,
Z surowem okiem, podstrzyżoną brodą,
Zdań mądrych pełny i nowych przykładów,
Gra swoją rolę; później, w szóstym wieku,
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/52
Ta strona została skorygowana.
— 42 —