Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/55

Ta strona została skorygowana.
—   45   —

Mym podejrzeniom nie położy końca.
Oliwer.  O, książę, gdybyś w sercu mojem czytał!
Ja nigdy brata mego nie kochałem.
Ks. Fryd.  Łotrze obrzydły! Wypchnijcie go za drzwi!
A z mych urzędów, komu to należy,
Niech wszystkie dobra jego oszacuje,
I niech bez zwłoki z domu go wyrzuci.


SCENA II.
Las Ardeński.
(Orlando, z papierem w ręku).

Orlando.  Tu zawieszę me pieśni, jak uczuć mych znaki:
A ty, czysta Dyano, śród niebios otchłani,
Czytaj pogodnem okiem, blade mierząc szlaki,
Imię twojej kapłanki, życia mego pani.
O Rozalindo! drzewa te będą księgami,
Wyryję myśli moje na twardej ich korze,
Aby się wszędzie karmił twoich cnót świadkami
Wędrowiec, zabłąkany w tym samotnym borze.
Niechaj więc drzewo każde imię tej zachowa,
Która czystszą, piękniejszą nad wszystkie jest słowa.

(Wychodzi. — Wchodzą: Koryn i Probierczyk).

Koryn.  Jakże ci się podoba to pasterskie życie, panie Probierczyku?
Probiercz.  Muszę wyznać, pasterzu, iż ze względu na samo siebie niezłe jest to życie, ale ze względu, że to jest pasterskie życie, życie to nic niewarte. Ze względu, że jest samotne, bardzo mi się podoba; ale ze względu, że jest odosobnione, obrzydzenie mi sprawia. Ze względu, że jest na wolnem powietrzu, lubię je; ale ze względu, że nie na dworze, nudzi mnie. Że to jest życie skromne, bardzo mi jest po myśli; ale że jest ubogie, wcale mi nie do smaku. Czy masz w sobie co filozofii, pasterzu?
Koryn.  Nie więcej, jak że wiem, iż im kto słabszy, tem z nim gorzej; że kto nie ma pieniędzy, dostatków, uciechy,