Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/111

Ta strona została przepisana.
—   101   —
(Wchodzą: Don Pedro, Klaudyo, Benedyk, Baltazar, Don Juan, Borachio, Małgorzata, Urszula i inni, w maskach).

Don Pedro  (do Hero). Czy chcesz, pani, przejść się z przyjacielem?
Hero.  Byłeś szedł powoli, grzecznie spoglądał, a milczał, pójdę chętnie, zwłaszcza żeby odejść.
Don Pedro.  W mojem towarzystwie?
Hero.  Mogę tak odpowiedzieć, gdy mi się spodoba.
Don Pedro.  A kiedy ci się spodoba tak odpowiedzieć?
Hero.  Gdy mi się twarz twoja spodoba; bo uchowaj Boże, aby lutnia podobna była do pokrowca!

Don Pedro.  Maska jest moja dachem Filemona,
I pod tym dachem wielki Jowisz gości.

Hero.  Twoja więc maska powinna być strzechą pokryta.
Don Pedro.  Mów cicho, jeśli mówisz o miłości. (Przechodzą).
Baltazar  (do Małgorzaty). O, jak pragnę, żebyś mnie kochała.
Małgorz.  Ja tego nie pragnę dla twojej przyjaźni, bo niemało mam złych przymiotów.
Baltazar.  Jaki jest pierwszy?
Małgorz.  Modlę się głośno.
Baltazar.  Tem namiętniej cię kocham: słuchacz nie potrzebuje, jak powtarzać: amen.
Małgorz.  Dobrego tanecznika daj mi, Panie!
Baltazar.  Amen.
Małgorz.  A po tańcu zabierz go z moich oczu. Panie! — No, akolito, czekam na odpowiedź.
Baltazar.  Dość na tem; akolita dostał już swoją odpowiedź.

(Przechodzą).

Urszula  (do Antonia). Znam cię dobrze; ty jesteś signor Antonio.
Antonio.  Mylisz się, daję słowo.
Urszula.  Poznałam cię po trzęsieniu się twojej głowy.
Antonio.  Żeby ci powiedzieć prawdę, udaję je.
Urszula.  Nigdybyś tak strasznie dobrze udawać go nie potrafił, gdybyś nim nie był. To jego sucha ręka; gdzie znaleźć taką drugą? to on, to on!
Antonio.  Mylisz się, daję słowo.
Urszula.  Skończmy żarty. Alboż myślisz, że cię nie poznaję po twoim bystrym dowcipie? Alboż cnota może się