Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/113

Ta strona została przepisana.
—   103   —

jej na stronę, aby mu zrobić oświadczenie. Wszystkie damy pospieszyły za nią; jedna tylko została maska.
Borachio.  To Klaudyo, poznałem go po minie.
Don Juan.  Czy to przypadkiem nie signor Benedyk?
Klaudyo.  Poznałeś mnie; on sam.
Don Juan.  Jesteś miłością najbliższy mojego brata. On kocha Hero; proszę cię, odradzaj mu to małżeństwo, tak nierówne pod względem urodzenia. Możesz w tej sprawie odegrać rolę uczciwego człowieka.
Klaudyo.  Skąd wiesz, że ją kocha?
Don Juan.  Słyszałem, jak miłość jej przysięgał.
Borachio.  Ja także słyszałem, jak jej przysięgał, że ją tej nocy poślubi.
Don Juan.  Dalej przyjacielu, na ucztę!

(Wychodzą: Don Juan i Borachio).

Klaudyo.  Odpowiedziałem w imię. Benedyka,
Lecz uchem Klaudya słyszę złe nowiny.
Książę dla siebie chce jej serce zyskać.
Przyjaźń dotrzyma w wszystkich sprawach ludzkich,
Prócz jednej tylko — prócz sprawy miłości.
Więc serca własnym niech mówią językiem,
Każde za siebie układa się oko,
Nie ufa nigdy żadnym pośrednikom:
Bo każda piękność jest to czarodziejka,
Co swemi czary w krew przetapia wiarę.
Dzień każdy nowy daje tego przykład,
A ja, szalony, o tem zapomniałem!
Niech i tak będzie! żegnam cię, o Hero!

(Wchodzi Benedyk).

Benedyk.  Hrabia Klaudyo?
Klaudyo.  On sam.
Benedyk.  Czy chcesz pójść ze mną?
Klaudyo.  Gdzie?
Benedyk.  Do pierwszej wierzby, w twoim własnym interesie. Jak będziesz nosił twój wianek? Czy na szyi jak łańcuch lichwiarza, czy przez ramię jak szarfę porucznika? Czy tak czy owak musisz go nosić, bo książę podbił twoją Hero.