Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/133

Ta strona została przepisana.
—   123   —

w spencereczku. Jeśli się nie zakochał w tych błazeństwach, co przypuszczam, to nie spodziewam się, aby się wystrychnął na błazna z zakochania, jak to w niego chcecie wmówić.
Klaudyo.  Jeśli nie jest zakochany w kobiecie, to trzeba przestać wierzyć w stare znaki. Co rano daje szczotką barwę kapeluszowi: co to ma znaczyć?
Don Pedro.  Czy go kto widział u balwierza?
Klaudyo.  Nie, ale widziano u niego balwierskiego czeladnika; a stara ozdoba jego twarzy poszła już na kłaki do piłki.
Leonato.  Wyznać trzeba, że wygląda młodziej po stracie brody.
Don Pedro.  A do tego piżmuje się. Czy go zwąchałeś teraz?
Klaudyo.  To się znaczy wyraźnie: zakochał się słodki panicz.
DonPedro.  A najlepszym tego dowodem jest jego melancholia.
Klaudyo.  A kiedyż to myć twarz było jego zwyczajem?
Don Pedro.  Lub malować się nawet, jak mi to o nim powiadano.
Klaudyo.  A umysł jego wesoły, który teraz przemienił się na strunę gitary tylko miłosne brzęczącą piosenki?
Don Pedro.  Wszystko to ciężkie daje przeciw niemu świadectwo; koniec końców, zakochał się.
Klaudyo.  A ja nawet wiem, kto go kocha.
Don Pedro.  I jabym chciał wiedzieć; o zakład, jakaś biedaczka, która go nie zna.
Klaudyo.  Przeciwnie, zna wszystkie jego przywary, a na przekór wszystkiemu, umiera dla niego.
Don Pedro.  Pochowamy ją twarzą ku niebu.
Benedyk.  Ale to wszystko nie leczy bólu zębów. Stary panie, racz pójść ze mną na stronę, mam ci ośm lub dziewięć mądrych słów do powiedzenia, a nie chciałbym, żeby je te lale słyszały.

(Wychodzą: Benedyk i Leonato).

Don Pedro.  Stawiam szyję, że wyprowadził go, aby mu się oświadczyć z miłością do Beatryxy.
Klaudyo.  Tak sądzę. Tymczasem Hero i Małgorzata odegrały już zapewne swoją sztukę z Beatryxą, a dwa niedźwiedzie nie będą się kąsać, gdy się spotkają.

(Wchodzi Don Juan).

Don Juan.  Panie mój i bracie. Bóg z tobą!